Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

że wielki publicysta, w nagrodę niespożytej wartości prac swoich, otrzymał kamienicę, folwark, kawał lasu, albo przynajmniej plac pod zabudowania.
— Trzy ruble dwadzieścia sześć kopiejek... po groszu od wiersza — wyszeptał wielki uczony przez zaciśnięte zęby i upadł na sprzęt, pełniący obowiązek łóżka, znowu twarzą do pościeli.
Ażem podskoczył na krześle.
— Jakto?... i pan dobrodziej przyjąłeś taką sumę?... I pan dobrodziej nie cisnąłeś im jej w oczy?...
— Panie! — wyrzekł zrozpaczony Postępowicz — kwotę tę odebrałem dziś z tutejszej księgarni, nie mogłem więc zrobić z nią tak, jak pan mówisz. Przytem... ponieważ w nadziei honorarjum nie odłożyłem sobie nic z trzydziestu rubli, które dostałem za wakacje, dziś więc... to jest w chwili obecnej znajduję się w bardzo.. tak... w bardzo krytycznem położeniu...
— Ach, ci krytycy!... ach, ci wydawcy!... mordercy!... kajdaniarze!... — jęknąłem, obejmując głowę i zasłaniając uszy rękami, aby nie słyszeć już tej części zwierzeń publicysty, którą po głębszym namyśle pragnąłby zapewne zachować w tajemnicy.
— Z tych powodów — począł znowu pedagog — chciałbym... to jest miałbym do szanownego pana małą prośbę...
— Rozumiem! — zawołałem. — Chcesz pan krytyka i wydawcę wyzwać na pistolety?...
— Przeciwnie! — przerwał zakłopotany Hiacynt. — Chodzi tu o kombinacją natury finansowej...
— Pułkowniku, pułkowniku! — zawołała z korytarza majorowa. — A chodź, serce, bo się do Batożnickiego spóźnimy!
Wybiegłem śpiesznie, pamiętając, że w chwili obecnej winienem się zajmować głównie zabezpieczeniem przyszłości przedwcześnie osieroconego Soterka.