poobiedzie, ale... zapewne niedługo przyjdzie — objaśniła trochę zakłopotana babunia.
W tej chwili otworzyły się z łoskotem drzwi wchodowego pokoju i, jednocześnie prawie, ukazał się na progu sali czerwony i otyły jegomość w akompanjamencie bardzo chudej i bladej jejmości.
— Otóż i nasi kochani państwo Pukalscy! — zawołał gospodarz, udając ogromnie zadowolonego. — Pan Sylwester Pukalski... pani Weronika Pukalska!... pani majorowa Moździerznicka!....
— Były obywatel ziemski — dodał przybyły jegomość. — Powiadam: były, ponieważ nasze kochane Towarzystwo Kredytowe już od trzech lat posadziło mnie z żoną i dziećmi na bruku....
— Sylwciu! — wtrąciła chuda pani, błagalnie patrząc na większą połowę swej istoty.
— Wzorowe małżeństwo! — szepnął do mnie archiwista akt dawnych. — Dziesięć lat pożycia i piętnaścioro dzieci...
— Żono moja!... Weroniko moja!... — zawołał popędliwy Sylwester — nie broń ich!... Tak, moi państwo, powtarzam, że Towarzystwo Kredytowe istnieje poto tylko, ażeby gubić nas, obywateli. Żyd drze... ale czeka, — a Towarzystwo... niech go djabli porwą!...
— Nie skończy dziś o Towarzystwie — bąknął Pieprzkowski.
— Panie Mulnicki, dobrodzieju, panie archiwisto... opowiedz nam z łaski swej historją kogutka! — prosił Gadulski, chcąc widocznie przeciąć jeremjady podupadłego obywatela.
— Co tam historja kogutka!... słyszymy ją kopę razy na dzień... — przerwał niegrzecznie zlicytowany ziemianin.
— Eee... mój panie! — zawołał archiwista. — Właśnie, że państwo nie znają tej historji; a jest ona z pewnością ciekawsza od wiekuistej bajki o Towarzystwie Kredytowem.
To powiedziawszy, wystąpił na środek.
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.