Nie wiem, do czegoby doszło między zrujnowanym obywatelem ziemskim i ceniącym swój improwizatorski talent archiwistą, gdyby na szczęście w tej chwili nie przeszła przez salon Zosia, pulchne wiejskie dziewczę, pełniące obowiązki kucharki i pokojówki w domu zacnego Gadulskiego. Ukazanie się jej zażegnało burzę; zirytowany bowiem Pukalski wybiegł za dziewczyną do kuchni, nibyto dla pomagania jej przy gospodarstwie, a właściwie poto, aby bez kompromitacji zejść z oczu swemu przeciwnikowi, który tym sposobem został panem sytuacji. Rozumie się, że po rejteradzie głównego i jedynego oponenta, reszta obecnych, z powagą sędziów kryminalnych, zabrała się do wysłuchania ciekawej i zapewne bardzo pouczającej historji ptaka, który po wszystkie czasy służyć będzie za symbol waleczności, galanterji i innych drogocennych przymiotów, jakie płeć piękna najwięcej uwielbia w mężczyznach.
Mówca zaczął:
— „U Macieja na podwórzu w czas lata hodowała się kureczka czubata; mała, czarna, tłusta, zwinna i młoda, wciąż wołała: kot-kot-kot-kot-kot-koda!...“
Ostatni frazes niezrównany naśladowca wydeklamował z taką precyzją, że nasze damy, obie zawołane gospodynie, mimowoli wykonały palcami kilka charakterystycznych gestów, zapomocą których hodowcy kur namacalnie sprawdzają ekonomiczną doniosłość gdakania swoich wychowanek.
Triumfujący deklamator ciągnął dalej:
— „Rzekłszy na to gospodyni: — dobrze tak! — posadziła swoją kurkę na przetak. Niedługo też kokoszeczka czarniutka wysiedziała srokatego kogutka, co na głowie żółciuteńki miał znaczek i śpiewał se: pi-pi-pi-pi!... robaczek.“
Dostrzegłem, że — przy słowach: pi-pi-pi-pi!... z taką rzewną prostotą malujących pierwsze poglądy na świat kurzego niemowlęcia, — oczy obu szanownych dam zachodzą łzami.
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.