ski, napozór silnie zainteresowany brzękiem i szczękiem, który rozlegał się w jadalnym pokoju.
— Czego on się u kupca dorobi? — odparł z niedowierzaniem archiwista.
— Jakto czego?... a mój siostrzeniec Michaś, czy źle na kupiectwie wyszedł?... Zaczął przecież interes z dziesięcioma palcami, a dziś ma sklep... eeeh!...
— Prawda! prawda!... ale co się udało Michasiowi, może się nie udać Soterkowi, który do pańskiego siostrzeńca jest tak podobny, jak pięść do nosa...
— Co ten człowiek wygaduje?... Jak pięść do nosa! — woła urażony kupiec i obywatel. — I ten blondyn i tamten blondyn... oczy niebieskie, wzrost dobry, skłonność do tuszy... czego tu chcieć więcej? podobni jak dwie krople wody.
— Aa ale! — odpowiada uparty deklamator. — Michaś to człowiek wcale niegłupi i nawet obrotny...
— Głupi... głupi! — twierdzi rozindyczony Pieprzkowski. — Głupi jak stołowe nogi... rodzony wnuczek pani majorowej!... Wiem przecież, bo się u mnie wychował.
W czasie tej gorącej dyskusji przyjaciółka moja siedziała jak na rozżarzonych węglach; uwolnił ją dopiero z tej łaźni spadły z etatu Achilles, mówiąc:
— Gdyby kaligraficznie pisał, mógłby wstąpić do biurowości.
— Strasznie trudno o miejsce — przerwał Gadulski, lękając się zapewne nowego współzawodnika. — Lepiejby już został tem, czem go Bóg stworzył, to jest obywatelem ziemskim...
— A to mi rada! — oburzył się namiętny Pukalski. — Chyba poto zostanie obywatelem ziemskim, ażeby go subhastowało Towarzystwo Kredytowe?
— Przecież ty, Sociu, serce, sam już miałeś parę razy do czegoś ochotę? — odzywa się babka.
— Ja?... Jabym poszedł albo do uzarów, albo do uniwersytetu... — odpowiada głupowaty Socio.
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.