tem nie byłem i żeby tak dokumentnie opowiedzieć, to nie potrafię, — ale mam do jaśnie pana list od pana rządcego.
— Dawajże prędzej! — zawołałem, wyrywając z rąk zaściankowego dyplomaty olbrzymią zabrudzoną kopertę, w której, pod trzema pieczęciami, wyobrażającemi gołębia, unoszącego w dziobie serce przebite strzałą, ukrywał się arkuszowy dokument.
— Może ja już jasnemu panu nie potrzebny? Bo się spóźnię na licytacją... — wtrącił pokornie Icek.
— A idź, idź!... Tylko... wstąp do mnie, jak będziesz miał wyjeżdżać!
Zniknął Icek za drzwiami, a ja z gorączkowym niepokojem zabrałem się do odczytywania listu, który przytaczam:
Jaśnie Wielmożny
Dziedzicu
i Dobrodzieju!
Że o gospodarskich zgryzotach i wydarzeniach pachciarz Icek zda J. W. Dziedzicowi relacją i doniesienie, nie jestem temu winien; z powodu kłopotliwości ojcowskiego serca mojego nie miawszy głowy do tych i tym podobnych interesów — więc przed J. W. Panem chwalić się darmo nie chcę.
Znany J. W. Dziedzicowi Alfons, a naprawdę Baltazar Gadziński, już w dominjum i ekonomji naszej nie jest; — ponieważ jakkolwiek wstręt mi czyni jego nazwisko i osoba, dokładnie opisać czuję się być zasuspendowanym — ażeby przypadkiem do uszu J. W. Pana złe języki plotek i nieprawdziwych fałszów nie doniosły. Farmazon ten, mianujący się być Alfonsem, a naprawdę Baltazar, sławny z nierządu, pijaństwa, karciarstwa i innych złych skłonności, który, jak widać z bożego dopuszczenia na pokaranie grzechów moich, w dominjum i ekono-
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.