dobrze żęli i w brózdach nie spali, aby porządnie wycinano kapustę, kopano kartofle...
Postępowicz ciągle się krzywił.
— Ale... ale! — dodałem — a co kochany pan nazywasz momentem dynamicznym swoich badań?
— To zdaje się jest dość jasne — odparł niechętnie socjolog. — Momentem dynamicznym nazywam wszelki ruch, wszelką zmianę... Tak naprzykład: narodziny i śmierć...
— Iii... to tylko będziesz pan potrzebował notować liczbę przybywających na świat cieląt i źrebiąt, — bo drób i prosięta należą do gospodyni, a psy do psiarczyka.
— A ludzie? — spytał znakomity publicysta bardzo kwaśnym akcentem.
— Ludzie? Wiesz pan przecież, że notowanie śmiertelności i narodzin między ludźmi należy do urzędnika stanu cywilnego; przyjmowaniem zaś i oddalaniem służby zajmuję się ja sam.
— Hum, hum! — odchrząknął Hiacynt. — Jakież wynagrodzenie ofiarujesz mi pan?
— Powiedziałem już, że dam mieszkanie, jedzenie, pranie, opał, światło i... jak dla pana... sześćset złotych pensji rocznej.
— Co? — krzyknął zirytowany literat — więc pan chcesz mnie zrobić u siebie pisarzem prowentowym?...
— Fe! — odpowiedziałem — egzaltujesz się, panie Hiacyncie!... Wprawdzie posadę, o której mówimy, zwykle nazywają pisarstwem, nie idzie jednak za tem, ażebyś pan miał nosić ten tytuł. W twojem własnem przekonaniu, w opinji mojej i wszystkich osób, miłujących postęp ludzkości, pan będziesz filozofem, badającym pod względem statycznym i dynamicznym socjologiczną molekułę, nazywającą się fermą, lub po dawnemu folwarkiem, a stanowiącą cząstkę ogólnego kapitału...
Pomimo całej radości, jaką czuł niewątpliwie młody socjolog, widząc otwierające się przed sobą szranki dla uczonych
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.