cownik firmy, przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki.
Pan Ignacy od 25 lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. W ciągu tego czasu sklep zmieniał właścicieli i podłogę, szafy i szyby w oknach, zakres swojej działalności i subjektów; ale pokój pana Rzeckiego pozostał zawsze taki sam. Było w nim to same smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się, być może, ćwierćwiekowa pajęczyna, a zpewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem.
Pod oknem stał ten sam czarny stół obity suknem, także niegdyś zielonem, dziś tylko poplamionem. Na nim wielki czarny kałamarz wraz z wielką czarną piaseczniczką, przymocowaną do tej samej podstawki, — para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, których już nikt nie palił i stalowe szczypce, któremi już nikt nie obcinał knotów. Żelazne łóżko z bardzo cienkim materacem, nad niem nigdy nieużywana dubeltówka, pod niem pudło z gitarą, przypominające dziecinną trumienkę,