— Pryncypał jeszcze nie wraca, nie miał pan listu? — spytał Klejn.
— Spodziewam się go w połowie marca, najdalej za miesiąc.
— Jeżeli go nie zatrzyma nowa wojna.
— Staś... Pan Wokulski — poprawił się Rzecki — pisze mi, że wojny nie będzie.
— Kursa jednak spadają a przed chwilą czytałem, że flota angielska wpłynęła na Dardanele.
— To nic, wojny nie będzie. Zresztą — westchnął p. Ignacy — co nas obchodzi wojna, w której nie przyjmie udziału Bonaparte.
— Bonapartowie skończyli już karyerę.
— Doprawdy?... — uśmiechnął się ironicznie p. Ignacy. — A na czyjąż korzyść Mac-Mahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu?... Wierz mi panie Klejn, Bonapartyzm to potęga!...
— Jest większa od niej.
— Jaka? — oburzył się p. Ignacy. — Może republika z Gambetą?... Może Bismark?...
— Socyalizm... — szepnął mizerny subjekt, kryjąc się za porcelanę.
P. Ignacy mocniej zasadził binokle i podniósł się na swym fotelu, jakby pragnąc jednym zamachem obalić nową teoryę, która przeciwstawiała się jego poglądom; lecz poplątało mu szyki wejście drugiego subjekta, z brodą.
— A moje uszanowanie panu Lisieckiemu! — zwrócił się do przybyłego. — Zimny dzień mamy,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.