i bielizną — odrzekł p. Domański. — Nie do fortecy A-u... A-u... tylko do Ham-ham, czy Cham... bo nawet nie wiem...
— Zwaryjowaliście pijaki! — krzyknęła ciotka, chwytając pana Raczka za ramię.
— Tylko bez poufałości! — oburzył się p. Raczek. — Po ślubie będzie poufałość, teraz... Ma przyjść do Mincla jutro z bielizną i odzieniem... Nieszczęsny Napoleonie!...
Ciotka wypchnęła za drzwi p. Raczka, potem p. Domańskiego i wyrzuciła za nimi czapkę.
— Precz mi ztąd pijaki!
— Wiwat Napoleon! — zawołał p. Raczek, a p. Domański zaczął śpiewać:
Przechodniu, gdy w tę stronę zwrócisz swoje oko,
Przybliż się i rozważaj ten napis głęboko...
Przybliż się i rozważaj ten napis głęboko.
Głos jego stopniowo cichnął, jakby zagłębiając się w studni, potem umilkł na schodach, lecz znowu doleciał nas z ulicy. Po chwili zrobił się tam jakiś hałas, a gdy wyjrzałem oknem, zobaczyłem, że p. Raczka policyant prowadził do ratusza.
Takie to wypadki poprzedziły moje wejście do zawodu kupieckiego.
Sklep Mincla znałem oddawna, ponieważ ojciec wysyłał mnie do niego po papier, a ciotka po mydło. Zawsze biegłem tam z radosną ciekawością, ażeby napatrzeć się wiszącym za szybami zabaw-