żąca z koszem bułek i kubkami (Franc odwracał się do niej tyłem), a za nią — matka naszego pryncypała, chuda staruszka w żółtej sukni, w ogromnym czepcu na głowie, z dzbankiem kawy w rękach. Ustawiwszy na stole swoje naczynie, staruszka odzywała się schrypniętym głosem:
— Gut Morgen meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig...
I zaczynała rozlewać kawę, w białe, fajansowe kubki.
Wówczas zbliżał się do niej stary Mincel i całował ją w rękę, mówiąc:
— Gut Morgen, meine Mutter!
Zaco dostawał kubek kawy z trzema bułkami.
Potem przychodził Franc Mincel, Jan Mincel, August Katz, a na końcu ja. Każdy całował staruszkę w suchą rękę, porysowaną niebieskiemi żyłami, każdy mówił:
— Gut Morgen, Grossmutter!
I otrzymywał należny mu kubek, tudzież trzy bułki.
A gdyśmy z pośpiechem wypili naszę kawę, służąca zabierała pusty kosz i zamazane kubki, staruszka swój dzbanek i obie znikały.
Za oknem wciąż toczyły się wozy i płynął w obie strony potok ludzki, z którego cochwila odrywał się ktoś i wchodził do sklepu.
— Proszę krochmalu.
— Dać migdałów za dziesiątkę.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.