Po 25 latach pracy i jeszcze jakiej! należy mu się ten wypoczynek. Będzie rozmyślał tylko o polityce, będzie chodził, będzie biegał i skakał po polach i lasach, będzie świstał a nawet śpiewał, jak zamłodu. Gdyby nie te bóle reumatyczne, które zresztą na wsi ustąpią...
Więc choć deszcz ze śniegiem bije w zakratowane okna, choć pada tak gęsto, że w pokoju jest mrok, pan Ignacy ma wiosenny humor. Wydobywa zpod łóżka gitarę, dostraja ją i, wziąwszy kilka akordów, zaczyna śpiewać przez nos pieśń bardzo romantyczną:
Wiosna się budzi w całej naturze,
Witana rzewnem słowików pieniem;
W zielonym gaju, ponad strumieniem,
Kwitną prześliczne dwie róże.
Czarowne te dźwięki budzą śpiącego na kanapie pudla, który poczyna przypatrywać się jednem okiem swemu panu. Dźwięki te robią więcej, gdyż wywołują na podwórzu jakiś ogromny cień, który staje w zakratowanym oknie i usiłuje zajrzeć do wnętrza izby, czem zwraca na siebie uwagę p. Ignacego.
— „Tak, to musi być Paweł“ — myśli pan Ignacy.
Ale Ir jest innego zdania; zeskakuje bowiem z kanapy i z niepokojem wącha drzwi, jakby czuł kogoś obcego.
Słychać szmer w sieniach. Jakaś ręka poszu-