Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

dopiero teraz przypomniałeś sobie, że masz sklep i przyjaciół? — dodaje, mocno uderzając go w łopatkę: — Niech mię djabli wezmą, jeżeli nie jesteś podobny do żołnierza, albo marynarza, ale nigdy do kupca... Przez ośm miesięcy nie był w sklepie!... Co za pierś... co za łeb...
Gość także się śmiał. Objął Ignacego za szyję i po kilka razy gorąco ucałował go w oba policzki, które stary subjekt kolejno nadstawiał mu, nie oddając jednak pocałunków.
— No i cóż słychać, stary, u ciebie? — odezwał się gość. — Wychudłeś, pobladłeś...
— Owszem, trochę nabieram ciała.
— Posiwiałeś... Jakże się masz?
— Wybornie. I w sklepie jest nie źle, trochę zwiększyły nam się obroty. W styczniu i lutym mieliśmy targu za 25 tysięcy rubli... Staś kochany!.. Ośm miesięcy nie było go w domu... Bagatela... Może siądziesz?
— Rozumie się — odpowiedział gość, siadając na kanapie, na której wnet umieścił się Ir i oparł mu głowę na kolanach.
Pan Ignacy przysunął sobie krzesło.
— Może co zjesz? Mam szynkę i trochę kawioru.
— Owszem.
— Może co wypijesz? Mam butelkę niezłego węgrzyna, ale tylko jeden cały kieliszek.
— Będę pił szklanką — odparł gość.