Pan Ignacy zaczął dreptać po pokoju, kolejno otwierając szafę, kuferek i stolik.
Wydobył wino i schował je napowrót, potem rozłożył na stole szynkę i kilka bułek. Ręce i powieki drżały mu i sporo czasu upłynęło, nim o tyle się uspokoił, że zgromadził na jeden punkt poprzednio wyliczone zapasy. Dopiero kieliszek wina przywrócił mu silnie zachwianą równowagę moralną.
Wokulski tymczasem jadł.
— No, cóż nowego? — rzekł spokojniejszym tonem p. Ignacy, trącając gościa w kolano.
— Domyślam się, że ci chodzi o politykę — odparł Wokulski. — Będzie spokój.
— A pocóż zbroi się Austrya?
— Zbroi się za 60 milionów guldenów?... Chce zabrać Bośnią i Hercegowinę.
Ignacemu rozszerzyły się źrenice.
— Austrya chce zabrać?... — powtórzył. — Zaco?...
— Zaco? — uśmiechnął się Wokulski. — Za to, że Turcya nie może jej tego zabronić.
— A cóż Anglia?
— Anglia także dostanie kompensatę.
— Na koszt Turcyi?
— Rozumie się. Zawsze słabi ponoszą koszta zatargów między silnymi.
— A sprawiedliwość? — zawołał Ignacy.
— Sprawiedliwem jest to, że silni mnożą się i rosną, a słabi giną. Inaczej świat stałby się do-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.