teresa dobrze idą, towarów przybyło, a jeszcze więcej zamówień. Trzeba jednego subjekta.
— Weźmiemy dwu, sklep rozszerzymy, będzie wspaniały.
— Bagatela!
Wokulski spojrzał na niego zboku i uśmiechnął się, widząc, że stary odzyskuje dobry humor.
— Ale co w mieście słychać? W sklepie, dopóki ty w nim jesteś, musi być dobrze.
— W mieście...
— Z dawnych kundmanów nie ubył kto? — przerwał mu Wokulski, coraz szybciej chodząc po pokoju.
— Nikt. Przybyli nowi.
— A... a...
Wokulski stanął, jakby wahając się. Nalał znowu szklankę wina i wypił duszkiem.
— A Łęcki kupuje u nas?...
— Częściej bierze na rachunek.
— Więc bierze... — Tu Wokulski odetchnął. — Jakże on stoi?
— Zdaje się, że to skończony bankrut i bodaj że w tym roku zlicytują mu nareszcie kamienicę.
Wokulski pochylił się nad kanapą i zaczął bawić się z Irem.
— Proszę cię... A panna Łęcka nie wyszła zamąż?
— Nie.
— A nie wychodzi?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.