— Znowu swoje — roześmiał się Wokulski. — Zawsze ten sam!
— I tyś ten sam. Za pomyślność twoich zamiarów... Jakiekolwiek są, wiem jedno, że muszą być godne ciebie. A teraz — milczę...
To powiedziawszy, Ignacy wypił wino, a kieliszek rzucił na ziemię. Szkło rozbiło się z brzękiem, który obudził Ira.
— Chodźmy do sklepu — rzekł Ignacy. — Bywają rozmowy, po których dobrze jest mówić o interesach.
Wydobył ze stolika klucz i wyszli. W sieni wionął na nich mokry śnieg. Rzecki otworzył drzwi sklepu i zapalił kilka lamp.
— Coza towary! — zawołał Wokulski. — Chyba wszystko nowe?
— Prawie. Chcesz zobaczyć?... Tu jest porcelana. Zwracam ci uwagę...
— Później... Daj mi księgę.
— Dochodów?...
— Nie, dłużników.
Rzecki otworzył biurko, wydobył księgę i podsunął fotel. Wokulski usiadł i rzuciwszy okiem na listę, wyszukał w niej jedno nazwisko.
— Sto czterdzieści rubli — mówił, czytając. — No, to wcale niedużo...
— Któżto? — zapytał Ignacy. — A... Łęcki...
— Panna Łęcka ma także otwarty kredyt... bardzo dobrze — ciągnął Wokulski, zbliżywszy
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.