mu się u nóg, choćbym miała... zabronić mu tego w imieniu zmarłej matki...
Panna Florentyna patrzy na nią z zachwytem...
— Doprawdy Belciu — rzekła — przesadzasz. Z twoją energią i taką genialną domyślnością...
— Nie znasz tych ludzi, a ja widziałam ich przy pracy. W ich rękach stalowe szyny zwijają się jak wstążki. To straszni ludzie. Oni dla swoich celów umieją poruszyć wszystkie siły ziemskie, jakich my nawet nie znamy. Oni potrafią łamać, usidlać, płaszczyć się, wszystko ryzykować, nawet — cierpliwie czekać...
— Mówisz na podstawie czytanych romansów.
— Mówię na mocy moich przeczuć, które ostrzegają... wołają, że ten człowiek po to jeździł na wojnę, ażeby mnie zdobyć. I ledwie wrócił, już mnie ze wszystkich stron obsacza... Ale niech się strzeże!... Chce mnie kupić? dobrze, niech kupuje!... przekona się, że jestem bardzo droga... Chce mnie złapać w sieci?... Dobrze, niech je rozsnuwa... ale ja mu się wymknę, choćby — w objęcia marszałka... O Boże! nawet nie domyślałam się, jak głęboką jest przepaść, w którą spadamy, dopóki nie zobaczyłam takiego dna. Z salonów Kwirynału do sklepu... To już nawet nie upadek, to hańba...
Siadła na szeslągu i, utuliwszy głowę rękoma, szlochała.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.