dy, a jednocześnie niewiadomo jakim sposobem, z rachunku wypadło mu pytanie:
„I ja mam nibyto ją kochać?... Głupstwo! Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową, a zdawało mi się, że jestem zakochany... 29 a 36... 29 a 36... Nigdym nie przypuszczał, ażeby mogła mi być tak dalece obojętną... Jak ona patrzy na tego osła... No, jest to widocznie osoba, która kokietuje nawet subjektów, a czy tego samego nie robi z furmanami i lokajami!... Pierwszy raz czuję spokój... o Boże... A tak go bardzo pragnąłem“...
Do sklepu weszło jeszcze parę osób, do których niechętnie zwrócił się Mraczewski, powoli wiążąc paczki.
Panna Izabela zbliżyła się do Wokulskiego i, wskazując w jego stronę parasolką, rzekła dobitnie :
— Floro, bądź łaskawa zapłacić temu panu. Wracamy do domu.
— Kasa jest tu — odezwał się Rzecki, podbiegając do panny Florentyny. Wziął od niej pieniądze i oboje cofnęli się w głąb sklepu.
Panna Izabela zwolna podsunęła się tuż do kantorka, za którym siedział Wokulski. Była bardzo blada. Zdawało się, że widok tego człowieka wywiera na nią wpływ magnetyczny.
— Czy mówię z panem Wokulskim?
Wokulski powstał z krzesła i odparł obojętnie.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.