przed siebie, niewiadomo gdzie i na co. Może myślała o Apolinie?...
Wokulski przypatrywał się jej cały czas.
Zrobiła na nim szczególne wrażenie. Zdawało mu się, że już kiedyś ją widział i że ją dobrze zna. Dopiero później przyszło mu na myśl, że on nigdzie i nigdy jej nie widział; ale — że jest tak coś — jakby na nią oddawna czekał.
— Tyżeś to, czy nie ty?... — pytał się w duchu, nie mogąc od niej oczu oderwać.
Odtąd mało pamiętał o sklepie i o swoich książkach, lecz ciągle szukał okazyi do widywania panny Izabeli w teatrze, na koncertach, lub na odczytach. Uczuć swoich nie nazwałby miłością i w ogóle nie był pewny, czy dla oznaczenia ich istnieje w ludzkim języku odpowiedni wyraz. Czuł tylko, że stała się ona jakimś mistycznym punktem, w którym zbiegają się wszystkie jego wspomnienia, pragnienia i nadzieje, ogniskiem, bez którego życie nie miałoby stylu, a nawet sensu. Służba w sklepie kolonialnym, uniwersytet, ożenienie się z wdową po Minclu, a w końcu mimowolne pójście do teatru, gdy wcale nie miał chęci, wszystko to były ścieżki i etapy, któremi los prowadził go do zobaczenia panny Izabeli.
Od tej pory czas miał dla niego dwie fazy. Kiedy patrzał na pannę Izabelę, czuł się absolutnie spokojnym i jakby większym; nie widząc — myślał o niej i tęsknił. Niekiedy zdawało mu się, że
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.