— Gdybyś jednak wrócił, nie zapomnij przywieść mi włosów: bułgarskich, tureckich i tak dalej, od obu płci. Tylko pamiętaj: w oddzielnych pakietach, z notatkami. Wiesz przecie jak to robić...
...Wokulski ocknął się z tych dawnych wspomnień. Nie ma doktora, ani jego mieszkania i nawet ich od dziesięciu miesięcy nie widział. Tu jest błotnista ulica Radna, tam Browarna. Na górze, zpoza nagich drzew, wyglądają żółte gmachy uniwersyteckie; na dole parterowe domki, puste place i parkany, a niżej — Wisła.
Obok niego stał jakiś człowiek w wypłowiałej kapocie, z rudawym zarostem. Zdjął czapkę i całował Wokulskiego w rękę. Wokulski przypatrzył mu się uważniej.
— Wysocki?... — rzekł. Co ty tu robisz?
— Tu mieszkamy, wielmożny panie, w tym domu — odpowiedział człowiek, wskazując na niską lepiankę.
— Dlaczego nie przyjeżdżasz po transporta? — pytał Wokulski.
— Czem przyjadę, panie, kiedy jeszcze na Nowy Rok koń mi padł.
— Cóż robisz?
— A ot tak — razem nic. Zimowaliśmy u brata, co jest dróżnikiem na wiedeńskiej kolei. Ale i jemu bieda, bo go ze Skierniewic przenieśli pod Częstochowę. W Skierniewicach ma trzy morgi i żył
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.