— Nie jestem Chrystusem, ażeby poświęcać się za całą ludzkość.
„Więc na początek zapomnij o Wysockich“ — odparł głos wewnętrzny.
— No, głupstwo! Jakkolwiek jestem dziś rozkołysany, ależ nie mogę być śmieszny — myślał Wokulski. — Zrobię co się da i komu można, lecz osobistego szczęścia nie wyrzeknę się, to darmo...
W tej chwili stanął przed drzwiami swego sklepu i wszedł tam.
W sklepie zastał Wokulski tylko jednę osobę. Była to dama wysoka, w czarnych szatach, nieokreślonego wieku. Przed nią leżał stos neseserek: drewnianych, skórzanych, pluszowych i metalowych, prostych i ozdobnych, najdroższych i najtańszych, a — wszyscy subjekci byli na służbie. Klejn podawał coraz nowe neseserki, Mraczewski chwalił towar, a Lisiecki akompaniował mu ruchami ręki i brody. Tylko pan Ignacy wybiegł naprzeciw pryncypała.
— Z Paryża przyszedł transport — rzekł do Wokulskiego. — Myślę, że trzeba odebrać jutro.
— Jak chcesz.
— Z Moskwy obstalunki za dziesięć tysięcy rubli, na początek maja.
— Spodziewałem się.
— Z Radomia za dwieście rubli, ale furman upomina się na jutro.
Wokulski ruszył ramionami.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.