baron Krzeszowski, wielki dziwak i jego żona, trochę narwana. Nawet skuzynowani ze mną, ale cóż!... — westchnął, spoglądając w lustro. — Ja nie mam pieniędzy, więc muszę być w handlu; oni jeszcze mają, więc są moimi kundmanami...
— Mają bez pracy!... — wtrącił Klejn. — Ładny porządek świata, co?
— No, no... już mnie pan do swoich porządków nie nawracaj — odparł Mraczewski. — Otóż pan baron i pani baronowa, od roku prowadzą ze sobą wojnę. On chce rozwodu, na co ona się nie zgadza; ona chce przepędzić go od zarządu swoim majątkiem, na co on się nie zgadza. Ona nie pozwala mu trzymać koni, szczególniej jednego wyścigowca; a on nie pozwala jej kupić kamienicy po Łęckich, w której pani Krzeszowska mieszka i gdzie straciła córkę. Oryginały!... Bawią ludzi, wymyślając jedno na drugie...
Opowiadał lekkim tonem i kręcił się po sklepie z miną panicza, który przyszedł tu na chwilkę, ale zaraz wyjdzie. Wokulski mienił się, siedząc na fotelu; już nie mógł znieść głosu Mraczewskiego.
— Kuzyn Krzeszowskich... — myślał. — Dostanie bilet miłosny od panny Izabeli... A infamis!...
I przemógłszy się, wrócił do swej księgi. Do sklepu znowu poczęli wchodzić goście, wybierać towary, targować się, płacić. Ale Wokulski widział tylko ich cienie, pogrążony w pracy. A im dłuższe
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.