Ale w Wielką Sobotę sprawa przedstawiła mu się całkiem z nowego punktu.
„Oszalałem! — mówił. — Więc jeżeli nie pójdę do kościoła, gdzież ją spotkam?... Jeżeli nie pieniędzmi, czem zwrócę na siebie jej uwagę?... Tracę rozsądek...“
Lecz jeszcze wahał się i dopiero około drugiej po południu, gdy Rzecki z powodu święta kazał już sklep zamykać, Wokulski wziął z kasy dwadzieścia pięć półimperyałów i poszedł w stronę kościoła.
Nie wszedł tam jednak odrazu; coś go zatrzymywało. Chciał zobaczyć pannę Izabelę, a jednocześnie lękał się tego i wstydził się swoich półimperyałów.
„Rzucić stos złota!.. Jakieto imponujące w papierowych czasach i — jakie to dorobkiewiczowskie...
No, ale co robić, jeżeli one właśnie na pieniądze czekają?... Może nawet będzie zamało?...“
Chodził tam i napowrót po ulicy naprzeciw kościoła, nie mogąc od niego oczu oderwać.
„Już idę — myślał. — Zaraz... jeszcze chwilkę... Ach, co się ze mną stało!... — dodał, czując, że jego rozdarta dusza nawet na tak prosty czyn nie może zdobyć się bez wahań.
Teraz przypomniał sobie: jak on dawno nie był w kościele.
— Kiedyżto?... Na ślubie raz... Na pogrzebie żony drugi raz...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.