Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie — odpowiedział. Ale w tej chwili spuścił oczy.
— A gdybym poprosiła za tym młodym człowiekiem?...
Wokulski spojrzał na nią zdumiony.
— W takim razie odpowiedziałbym, że pan Mraczewski stracił miejsce, ponieważ niestosownie odzywał się o osobach, które zaszczyciły go trochę łaskawszym tonem w rozmowie... Jeżeli jednak pani każe...
Teraz panna Izabela spuściła oczy, zmięszana w wysokim stopniu.
— A... a!... wszystko mi jedno w rezultacie, gdzie osiedli się ten młody człowiek. Niech jedzie i do Moskwy.
— Tam też pojedzie — odparł Wokulski. — Moje uszanowanie paniom — dodał, kłaniając się.
Hrabina podała mu rękę.
— Dziękuję ci, panie Wokulski, za pamięć i proszę, ażebyś przyszedł do mnie na święcone. Bardzo cię proszę, panie Wokulski — dodała z naciskiem.
Nagle, spostrzegłszy jakiś ruch na środku kościoła, zwróciła się do służącego:
— Idźże mój Ksawery do pani prezesowej i proś, ażeby nam pozwoliła swego powozu. Powiedz, że nam koń zachorował.
— Na kiedy jaśnie pani rozkaże? — spytał służący.