Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

który dobrze znał Wokulskiego; przenosił bowiem z jego sklepu do kościoła pozytywkę i śpiewające ptaszki.
— Jaśnie pani czeka — rzekł Józef.
Wokulski sięgnął do kamizelki i dał mu pięć rubli, czując, że poczyna sobie jak parweniusz.
„Ach, jakiż ja jestem głupi! — myślał. — Nie, nie jestem głupi. Jestem tylko dorobkiewicz, który, w tem państwie musi opłacać się każdemu, na każdym kroku. No, nawracanie jawnogrzesznic kosztuje więcej“.
Szedł po marmurowych schodach, ozdobionych kwiatami, a Józef przed nim. Na pierwszej kondygnacyi miał kapelusz na głowie, na drugiej zdjął go, nie wiedząc, czy robi stosownie, czy nie stosownie.
„W rezultacie mógłbym między nich wszystkich wejść w kapeluszu na głowie“ — rzekł do siebie.
Dostrzegł, że Józef, mimo swego wieku, więcej niż średniego, biegł po schodach jak łania i na górze gdzieś się podział, a Wokulski został sam, nie wiedząc dokąd udać się i komu się zameldować. Była to krótka chwila, lecz w Wokulskim gniew zakipiał.
„Jakiemi to oni formami obwarowali się, co? — pomyślał. — A... gdybym mógł to wszystko zwalić!...“
I przywidziało mu się, w ciągu kilkunastu se-