— Musimy się lepiej poznać, panie Wokulski — mówił książe. — Musisz pan zbliżyć się do naszej sfery, w której, wierz mi, są rozumy i szlachetne serca, ale — brak inicyatywy...
— Jestem dorobkiewiczem, nie mam tytułu... — odparł Wokulski, chcąc cośkolwiek odpowiedzieć.
— Przeciwnie, masz pan... Jeden tytuł: pracę, drugi: uczciwość, trzeci: zdolność, czwarty: energią... Tych tytułów nam potrzeba, to nam daj, a przyjmiemy cię jak... brata...
Zbliżyła się hrabina.
— Pozwoli książe?... — rzekła. — Panie Wokulski...
Podała mu rękę i poszli oboje do fotelu prezesowej.
— Oto jest, prezesowo, pan Stanisław Wokulski — odezwała się hrabina do staruszki, ubranej w ciemną suknią i kosztowne koronki.
— Siądź, proszę cię — rzekła prezesowa, wskazując mu krzesło obok. — Stanisław ci na imię, tak?... A z którychże to Wokulskich?...
— Z tych... nieznanych nikomu — odparł — a najmniej chyba pani.
— A nie służyłże twój ojciec w wojsku?
— Ojciec nie, tylko stryj.
— I gdzież-to on służył, nie pamiętasz?... Czy nie było mu na imię także Stanisław?
— Tak, Stanisław. Był porucznikiem, a później kapitanem w siódmym pułku liniowym...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.