— W pierwszej brygadzie, drugiej dywizyi — przerwała prezesowa... — Widzisz moje dziecko, że nie jesteś mi tak nieznany... Żyjeż on jeszcze?...
— Umarł przed pięcioma laty.
Prezesowej zaczęły drżeć ręce. Otworzyła mały flakonik i powąchała go.
— Umarł, powiadasz?... Wieczny mu odpoczynek!... Umarł... A nie zostałaż ci jaka po nim pamiątka?
— Złoty krzyż...
— Tak, złoty krzyż... I nic że więcej?
— Miniatura stryja z roku 1828, malowana na kości słoniowej...
Prezesowa coraz częściej podnosiła flakonik; ręce drżały jej coraz silniej.
— Miniatura... — powtórzyła. — A wiesz-że kto ją malował?... I nic-że więcej nie zostało?...
— Była jeszcze paczka papierów i jakaś druga miniatura...
— Co-że się z niemi dzieje?... — nalegała coraz niespokojniej prezesowa.
— Te przedmioty stryj sam opieczętował na kilka dni przed śmiercią i kazał włożyć je do swojej trumny.
— A... a!... — szepnęła staruszka i rzewnie się rozpłakała.
W sali zrobił się ruch. Przybiegła zatrwożona panna Izabela, potem hrabina, wzięły prezesową
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.