najwyższa arystokracya. Zamiast siedzieć w salonie, uciekli tutaj dokazywać.
„Jaki oni mają rozum!“ — pomyślał Wokulski.
I zdawało mu się, że między tymi ludźmi życie upływa prościej i weselej, aniżeli między nadętem mieszczaństwem, albo arystokratyzującą szlachtą.
Na górze, w pokoju odciętym od zgiełku i nieco przyćmionym, siedziała w fotelu prezesowa.
— Zostawiam was tu, moi państwo — rzekła hrabina. — Nagadajcie się, bo ja muszę wracać.
— Dziękuję ci, Joasiu — odpowiedziała prezesowa. — Siądźże, proszę cię — zwróciła się do Wokulskiego.
A gdy zostali sami, dodała:
— Nawet nie wiesz, ile obudziłeś we mnie wspomnień.
Teraz dopiero Wokulski spostrzegł, że między tą damą a jego stryjem musiał istnieć jakiś niezwykły stosunek. Opanowało go niespokojne zdumienie.
„Dzięki Bogu — pomyślał — że jestem legalnem dzieckiem moich rodziców“.
— Proszę cię — zaczęła prezesowa — mówisz, że stryj twój umarł. Gdzieże on biedak pochowany?
— W Zasławiu, gdzie mieszkał od dwudziestu lat.
Prezesowa znowu podniosła chustkę do oczu.
— Doprawdy?... Ach, ja niewdzięczna!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.