słuchał o tryumfach człowieka, który miał wykonać testament Napoleona I. i zrobić porządek w świecie.
Nie udało mu się wprawdzie, aleć — zostawił syna. Nieodrazu Kraków zbudowano!...
Nareszcie nie mogłem wytrzymać i — w grudniu 1851 roku, przejechawszy wzdłuż Galicyą, stanąłem na komorze w Tomaszowie. Jedna mnie tylko myśl trapiła:
— A nuż mnie i ztąd wypędzą?...
Nigdy zaś nie zapomnę radości, jakiej doznałem, usłyszawszy, że mam jechać do Zamościa. Właściwie, tom nawet niebardzo jechał; raczej szedłem, ale z jakąż uciechą!
W Zamościu bawiłem rok z czemś. A żem dobrze drwa rąbał, więc byłem codzień na świeżem powietrzu. Napisałem ztamtąd list do Mincla i podobno otrzymałem od niego odpowiedź, nawet pieniądze; ale, wyjąwszy pokwitowania z odbioru, bliższych szczegółów tego wypadku nie pamiętam.
Zdaje się jednak, że Jaś Mincel zrobił inną rzecz, choć nie wspomniał o niej do śmierci i nawet nie lubił o tem rozmawiać. Oto, chodził on do różnych jenerałów, którzy odbyli węgierską kampanią i tłómaczył im, że przecież powinni ratować kolegę w nieszczęściu. No i uratowali mnie, tak, że już w lutym 1853 roku mogłem jechać do Warszawy. Zwrócono mi nawet patent oficerski, jedyną pamiątkę, jaką wyniosłem z Węgier, nie licząc dwu
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.