Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

ran: w piersi i w nogę. Było nawet lepiej, bo oficerowie wyprawili mi obiad, na którym gęsto piliśmy zdrowie węgierskiej piechoty. Od tej też pory mówię, że najtrwalsze stosunki zawiązują się na placu bitwy.
Ledwiem opuścił mój dotychczasowy apartament, będąc gołym jak pieprz turecki, zaraz zastąpił mi drogę nieznany żydek i oddał list z pieniędzmi. Otworzyłem go i przeczytałem:
„Mój kochany Ignacy! Posyłam ci 200 złotych na drogę, to się później obrachujemy. Zajedź wprost do mego sklepu na Krakowskiem Przedmieściu, a nie na Podwal, broń Boże! bo tam mieszka ten złodziej Franc, niby mój brat; któremu nawet pies porządny nie powinien podawać ręki. Całuję cię, Jan Mincel. Warszawa d. 16 lutego r. 1853“.
„Ale, ale!... Stary Raczek, co się z twoją ciotką ożenił, to wiesz — umarł, a i ona także, ale pierwiej. Zostawili ci trochę gratów i parę tysięcy złotych. Wszystko jest u mnie w porządku, tylko salopę ciotki móle trochę sponiewierały, bo bestya Kaśka zapomniała włożyć bakuniu. Franc kazał cię ucałować. Warszawa d. 18 lutego r. 1853“.
Ten sam żydek wziął mnie do swego domu, gdzie doręczył mi tłómoczek z bielizną, odzieniem i obuwiem. Nakarmił mnie rosołem z gęsiny, potem gotowaną, a potem pieczoną gęsiną, której do Lublina nie mogłem strawić. Nareszcie dał mi butelkę wybornego miodu, zaprowadził do gotowej