już furmanki, lecz — ani chciał słuchać o żadnem wynagrodzeniu.
— Jabym się wstydził brać od takie osobe — odpowiadał na wszystkie moje zaklęcia.
Dopiero, gdym już miał wsiąść do fury, odprowadził mnie na bok i rozejrzawszy się, czy kto nie podsłuchuje, szepnął:
— Jak pan dobrodziej ma węgierskie dukaty, to ja kupię. Ja rzetelnie zapłacę, bo mnie potrzeba dla córki, co po pańskim Nowym Roku wychodzi zamąż...
— Nie mam dukatów — odparłem.
— Pan dobrodziej był na węgierskie wojne i pan nie ma dukatów?... — rzekł zdziwiony.
Już postawiłem nogę na stopniu fury, kiedy ten sam żydek odciągnął mnie drugi raz na stronę.
— Może pan dobrodziej ma jakie kosztowności?... Pierścionków, zygarków, branzeletów?... Jak zdrowia pragnę, ja rzetelnie zapłacę, bo to dla mojej córki...
— Nie mam, bracie, daję ci słowo...
— Nie ma pan? — powtórzył, szeroko otwierając oczy. — To poco pan chodził na Węgry?...
Ruszyliśmy, a on jeszcze stał i trzymał się ręką za brodę, z politowaniem kiwając głową.
Fura była wynajęta tylko dla mnie. Zaraz jednak, na następnej uliczce, furman spotkał swego brata, który miał bardzo pilny interes do Krasnegostawu.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.