Najczęściej, rozumie się, była mowa o tęsknotach, niewygodach żołnierskiego życia, albo o bitwach. W takiej chwili Franc wypijał podwójne porcye piwa, Małgosia przytulała się do Jana (do mnie nikt się tak nie przytulał), a Grossmutter gubiła oczka w pończosze. Gdym już skończył, Franc wzdychał, szeroko rozsiadając się na kanapie, Małgosia całowała Jana, a Jan Małgosię, staruszka zaś, trzęsąc głową, mówiła:
— Jesäs! Jesäs!... wie ist es schrecklich... Aber sag mir, lieber Ignaz, wozu also bist du denn nach Ungarn gegangen?...
— No, przecie Grossmutter rozumie, że chodził do Węgier na wojnę — wtrącił niecierpliwie Jan.
Lecz staruszka, ciągle kręcąc głową ze zdziwienia, mruczała do siebie:
— Der Kaffee war ja immer gut, und zu Mittag hat er sich doch immer vollgegessen... Warum hat er denn das gethan?...
— O! bo Grossmutter myśli tylko o kawie i o obiedzie — oburzył się Jan.
Nawet kiedy opowiedziałem ostatnie chwile i straszną śmierć Katza, starowina wprawdzie rozpłakała się, pierwszy raz od czasu, jak ją znałem; nie mniej jednak, otarłszy łzy i wziąwszy się znowu do swej pończochy, szeptała:
— Merkwürdig! Der Kaffee war ja immer
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.