Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

Struchlałem, usłyszawszy to życzenie.
— Może pan dobrodziej — odważyłem się wtrącić z ukłonem — raczy wybrać sobie jaki przedmiocik, który odeszlemy bez pretensyi...
— Łapówka?... — zapytał, spoglądając na mnie jak figura Kopernika. — Mamy zwyczaj — dodał — to, co nam się podoba, kupować; prezentów nie przyjmujemy od nikogo.
Włożył poplamiony kapelusz na głowę na środku magazynu i z rękami w kieszeniach, wyszedł jak minister. Jeszcze po drugiej stronie ulicy widziałem jego przyszczypkę.
Wracam do ceremonii poświęcenia.
Główna uroczystość, czyli obiad, odbyła się w wielkiej sali hotelu europejskiego. Salę ubrano w kwiaty, ustawiono ogromne stoły w podkowę, sprowadzono muzykę i o szóstej wieczorem zebrało się przeszło sto pięćdziesiąt osób. Kogo bo tam nie było!... Głównie kupcy i fabrykanci z Warszawy, z prowincyi, z Moskwy, ba, nawet z Wiednia i z Paryża. Znalazło się też dwu hrabiów, jeden książe i sporo szlachty. O trunkach nie wspominam, gdyż naprawdę nie wiem, czego było więcej: listków na roślinach zdobiących salę, czy butelek.
Kosztowała nas ta zabawa przeszło 3000 rubli, ale widok tylu jedzących osób był zaiste okazały. Kiedy zaś wśród ogólnej ciszy powstał książe i wypił zdrowie Stacha, kiedy zagrała muzyka, nie wiem już jaki kawałek, ale bardzo ładny, i stupięć-