bieta jak inne... Zdaje mi się, że bez potrzeby szaleję na jej rachunek...“
Ukłonił się, panie się odkłoniły. Idzie dalej, nie odwracając głowy, ażeby się nie zdradzić. Nareszcie ogląda się; obie panie znikły między zielonością.
„Wrócę się — myśli — jeszcze raz spojrzę... Nie, nie wypada!“
I czuje w tej chwili, że połyskująca woda sadzawki ciągnie go z nieprzepartą siłą.
— Ach, gdybym wiedział, że śmierć jest zapomnieniem... A jeżeli nie jest?... Nie, w naturze niema miłosierdzia... Czy godzi się w nędzne ludzkie serce wlać bezmiar tęsknoty, a nie dać nawet tej pociechy, że śmierć jest nicością?
Prawie w tym samym czasie hrabina mówiła do panny Izabeli:
— Coraz bardziej przekonywam się, Belu, że pieniądze nie dają szczęścia. Ten Wokulski zrobił świetną, jak dla niego, karyerę, lecz — cóż ztąd?... Już nie pracuje w sklepie, ale nudzi się w Łazienkach. Uważałaś, jaką on ma znudzoną minę?
— Znudzoną — powtórzyła panna Izabela. — Mnie on wydaje się przedewszystkiem zabawnym.
— Nie dostrzegłam tego — zdziwiła się hrabina.
— Więc... nieprzyjemnym — poprawiła się panna Izabela.
Wokulski nie miał odwagi wyjść z Łazienek. Chodził po drugiej stronie sadzawki i zdaleka
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.