jemność temu poczciwemu Wokulskiemu. Tak, trzeba zawsze podawać rękę nowym ludziom“...
W swojem towarzystwie książe nosił tytuł zagorzałego patryoty, prawie szowinisty; poza towarzystwem cieszył się opinią jednego z najlepszych obywateli. Bardzo lubił mówić po polsku, a nawet treścią jego francuskich rozmów były interesa publiczne.
Był arystokratą od włosów do nagniotków, duszą, sercem, krwią. Wierzył, że każde społeczeństwo składa się z dwu materyałów: zwyczajnego tłumu i klas wybranych. Zwyczajny tłum był dziełem natury i mógł nawet pochodzić od małpy, jak to, wbrew Pismu świętemu, utrzymywał Darwin. Lecz klasy wybrane miały jakiś wyższy początek i pochodziły, jeżeli nie od bogów, to przynajmniej od pokrewnych im bohaterów, jak Herkules, Prometeusz, od biedy — Orfeusz.
Książe miał we Francyi przyjaciela, hrabiego (w najwyższym stopniu dotkniętego zarazą demokratyczną), który drwił sobie z nadzziemskich początków arystokracyi.
— Mój kuzynie — mówił — myślę, że nie zdajesz sobie należycie sprawy z kwestyi rodów. Cóż to są wielkie rody? Są niemi takie, których przodkowie byli hetmanami, senatorami, wojewodami, czyli po dzisiejszemu: marszałkami, członkami izby wyższej, lub prefektami departamentów. No — a przecie takich panów znamy; nic w nich nadzwy-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.