głowie jeży mu się, jak dzikowi, pierś — upadam do nóg, oko bystre... Tenby nie ustał na polowaniu!
— I twarz panie... — dodał baron z fizyognomią Mefistofelesa. — Czoło panie... wąsik panie... mała hiszpanka panie... Wcale panie... wcale... Rysy trochę panie... ale całość panie...
— Zobaczymy, jaki będzie w interesach — dorzucił nieco przygarbiony hrabia.
— Rzutki, ryzykowny, tek — odezwał się jakby z piwnicy drugi hrabia, który siedział sztywnie na krześle, nosił bujne faworyty i porcelanowemi oczyma patrzył tylko przed siebie, jak anglik z Journal amusant.
Książe powstał z fotelu i chrząknął; zebrani umilkli, dzięki czemu można było usłyszeć resztę opowiadania marszałka:
— Wszyscy patrzymy na las, a tu coś skwierczy pod kopytami. Wyobraź acan dobrodziej, że chart idący przy koniach na smyczy, zdusił w bruździe szaraka!...
To powiedziawszy, marszałek uderzył olbrzymią dłonią w udo, z którego mógł był wyciąć sobie sekretarza i jego pomocnika.
Książe chrząknął drugi raz, marszałek zmięszał się i niezwykle wielkim fularem otarł spocone czoło.
— Szanowni panowie — odezwał się książe. — Poważyłem się fatygować szanownych panów w pew-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.