pięćdziesiąt tysięcy rubli, więc niech dziesięć pójdzie na cele dobroczynne, bo kochany nasz książe mówi cudownie!... Z rozumu i z serca, jak Boga kocham...
— Przepraszam — odezwał się Wokulski — ale nie chodzi tu o spółkę dobroczynną, tylko o spółkę zapewniającą zyski.
— Otóż to!... — wtrącił hrabia zgarbiony.
— Tek!... — potwierdził hrabia anglik.
— Co mnie za zysk z dziesięciu tysięcy? — zaoponował marszałek. Z torbamibym poszedł pod Ostrą Bramę przy takich zyskach.
Zgarbiony hrabia wybuchnął.
— Proszę o głos w kwestyi: czy należy lekceważyć małe zyski!... To nas gubi!... to, panowie — wołał, pukając paznogciem w poręcz fotelu.
— Hrabio — przerwał słodko książe — pan Wokulski ma głos:
— Tek!... poparł go hrabia anglik, czesząc bujne faworyty.
— Prosimy więc szanownego pana Wokulskiego — odezwał się nowy głos — ażeby ten publiczny interes, który nas zgromadził tu, do gościnnych salonów księcia, raczył nam przedstawić z właściwą mu jasnością i zwięzłością.
Wokulski spojrzał na osobę, przyznającą mu jasność i zwięzłość. Byłto znakomity adwokat, przyjaciel i prawa ręka księcia; lubił mówić kwieciście,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.