taniej niż dziś, wówczas na każdym milionie kupionych tu łokci, ogół oszczędziłby dziesięć tysięcy rubli...
— Cóż to znaczy dziesięć tysięcy rubli?... — spytał marszałek, który już powrócił do gabinetu, ale jeszcze nie wpadł w tok rozpraw.
— To wiele znaczy... bardzo wiele!... — zawołał hrabia zgarbiony. — Raz nauczymy się szanować zyski groszowe...
— Tek... Pens jest ojcem gwinei... — dodał hrabia, ucharakteryzowany na anglika.
— Dziesięć tysięcy rubli — ciągnął Wokulski — jest to fundament dobrobytu dla dwudziestu rodzin, conajmniej...
— Kropla w morzu — mruknął jeden z kupców.
— Ale jest jeszcze inny wzgląd — mówił Wokulski — obchodzący wprawdzie tylko kapitalistów. Mam do dyspozycyi towaru za trzy do czterech milionów rubli rocznie...
— Upadam do nóg!... — szepnął marszałek.
— To nie jest mój majątek — wtrącił Wokulski — mój jest znacznie skromniejszy...
— Lubię takich!... — rzekł zgarbiony hrabia.
— Tek... — dodał anglik.
— Owe trzy miliony rubli stanowią mój osobisty kredyt i przynoszą mi bardzo mały procent, jako pośrednikowi — mówił Wokulski. — Oświadczam jednak, że: o ile, w miejsce kredytu, podstawiłoby się gotówkę, zysk z niej wynosiłby 15
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/314
Ta strona została uwierzytelniona.