jakimś ciotecznym stryjem, nie znałbym do dziś dnia, gdyby nie stracił majątku.
— Panna Łęcka jest bardzo dystyngowaną osobą — rzekł Wokulski, patrząc przed siebie.
— Dystyngowana?... — powtórzył Ochocki. — Powiedz pan: bogini!... Kiedy rozmawiam z nią, zdaje mi się, że potrafiłaby mi zapełnić całe życie. Przy niej jednej czuję spokój i zapominam o trapiącej mnie tęsknocie. Ale cóż!... Ja nie umiałbym siedzieć z nią cały dzień w salonie, ani ona ze mną w laboratoryum...
Wokulski stanął na ulicy.
— Pan zajmuje się fizyką, czy chemią?... — spytał zdziwiony.
— Ach, czem ja się nie zajmuję!... — odparł Ochocki. — Fizyką, chemią i technologią... Przecież skończyłem wydział przyrodniczy w uniwersytecie i mechaniczny w politechnice... Zajmuję się wszystkiem; czytam i pracuję od rana do nocy, ale — nie robię nic. Udało mi się trochę ulepszyć mikroskop, zbudować jakiś nowy stos elektryczny, jakąś tam lampę...
Wokulski zdumiewał się coraz więcej.
— Więc to pan jest tym Ochockim, wynalazcą?...
— Ja — odparł młody człowiek. — No, ale i cóź to znaczy?... Razem nic. Kiedy pomyślę, że w dwudziestym ósmym roku tylko tyle zrobiłem, ogarnia mnie desperacya. Mam ochotę, albo
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.