subjekt, który spędzał noce nad książką, czy jako student, który przez nędzę szedł do wiedzy, czy jako żołnierz pod deszczem kul, — zawsze miał w duszy ideę, sięgającą poza kilka lat naprzód. Inni żyli z dnia na dzień, dla swego żołądka, albo kieszeni.
I dopiero dziś spotkał człowieka wyższego od siebie, waryata, który chce budować machiny latające!...
„A ja, czy dzisiaj nie mam idei, dla której pracuję przeszło rok, zdobyłem majątek, pomagam ludziom i zmuszam ich do szacunku?...
„Tak, ale miłość, to uczucie osobiste; wszystkie zasługi, towarzyszące jej, są jak ryby, zaplątane w odmęt morskiego cyklonu. Gdyby na świecie zniknęła jedna kobieta, a w tobie pamięć o niej, czemżebyś został?... Zwyczajnym kapitalistą, który z nudów grywa w karty w resursie. A tymczasem Ochocki ma ideę, która będzie rwała go zawsze naprzód, chyba, że umysł mu zagaśnie...“
„Dobrze, a jeżeli on nic nie zrobi i zamiast zbudować machinę latającą, pójdzie do szpitala waryatów?... Ja tymczasem faktycznie coś zrobię, a mikroskop, stos, czy nawet lampa elektryczna zpewnością nie znaczą więcej od setek ludzi, którym ja daję byt. Zkądże więc we mnie ta ultrachrześciańska pokora?... Co kto zrobi, jeszcze nie wiadomo. Ja tymczasem jestem dziś człowiek czynu, a on marzyciel... Zaczekajmy z rok...“
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.