baty, świstanie policyantów, zbiegowisko i w rezultacie — dwaj najgorętsi dorożkarze sami siebie, własnemi powozami, odwieźli do cyrkułu.
„Zła wróżba — pomyślał Wokulski i nagle uderzył się w czoło. — Pyszny interes! — mówił w sobie — idę do adwokata, ażeby mi kupił dom, a nie wiem, ani jak dom wygląda, ani nawet gdzie leży“.
Wrócił napowrót do swego mieszkania i, w kapeluszu na głowie, z laską pod pachą, począł przerzucać kalendarz. Szczęściem słyszał, że dom Łęckich znajduje się gdzieś w okolicach Alei Jerozolimskiej; pomimo to upłynęło kilka minut, nim odszukał ulicę i numer.
„Ładniebym się zarekomendował adwokatowi! — myślał, zchodząc ze schodów. — Jednego dnia namawiam ludzi, aby mi powierzyli kapitały, a drugiego kupuję kota w worku. Naturalnie, że odrazu skompromitowałbym albo siebie, albo... pannę Izabelę“.
Skoczył w przejeżdżającą dorożkę i kazał skręcić ku Alei Jerozolimskiej. Na rogu wysiadł i poszedł piechotą w jednę z poprzecznych ulic.
Dzień był piękny, niebo prawie bez obłoku, bruk bez kurzu. Okna domów pootwierane, niektóre dopiero myto; figlarny wiatr miotał spódnicami pokojówek, przyczem można było spostrzedz, że warszawska służba łatwiej odważa się myć okna na trzeciem piętrze, aniżeli własne nogi. Z wielu mieszkań odzywały się fortepiany, z wielu podwórek
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/346
Ta strona została uwierzytelniona.