pliwością... Jakaś otucha wstąpiła mu w serce, przestał wahać się i nagle rzekł:
— Mam do pana prośbę panie Szlangbaum...
— Pańskie prośbe tyle znaczy dla mnie co rozkaz, panie Wokulski.
— Chcę kupić dom Łęckiego...
— Znam go. On pójdzie za sześćdziesiąt parę tysięcy.
— Chcę, żeby poszedł za dziewięćdziesiąt tysięcy i potrzebuję kogoś, ktoby licytował do tej sumy.
Żyd szeroko otworzył oczy.
— Jakto?... Pan chce zapłacić drożej o 30.000 rubli?... — spytał.
— Tak.
— Przepraszam, ale nie rozumiem. Bo żeby panu dom sprzedawali, a Łęcki chciał jego kupić, wtedy pan miałby interes podbijać cenę. Ale jak pan kupuje, to pan ma interes zniżyć wartość...
— Mam interes zapłacić drożej.
Starzec potrząsnął głową i odezwał się pochwili:
— Żebym ja pana nie znał, tobym myśłał, że pan robi zły interes; ale że ja pana znam, więc ja sobie myślę, co pan robi... dziwny interes. Nietylko pan zakopuje w mury gotówkę i traci na tem z dziesięć procentów rocznie, ale jeszcze chce pan zapłacić 30.000 rubli więcej... Panie Wokulski — dodał biorąc go za rękę — nie zrób pan
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/362
Ta strona została uwierzytelniona.