takie głupstwo. Ja pana proszę... Stary Szlangbaum pana prosi...
— Wierz mi pan, że dobrze na tem wyjdę...
Żyd nagle podniósł palec do czoła. Błysnęły mu oczy i zęby białe jak perły.
— Ha! ha!... — zaśmiał się. — Nu, jaki ja już stary jestem, żem odrazu tego nie pomiarkował... Pan, panu Łęckiemu da 30.000 rubli, a on panu ułatwi interes może na 100.000 rubli... Git!... Ja panu dam licytanta, co on za piętnaście rubelków podbije cenę domu. Bardzo porządny pan, katolik, tylko jemu nie można dawać vadium do ręki... Ja panu dam jeszcze jakie dystyngowane damę, co także za dziesięć rubelków będzie podbijać... Ja mogę dać jeszcze z pare żydki, po pięć rubelków... Zrobi się taka licytacya, co pan może zapłacić za ten dom choćby 150 tysięcy i nikt nie zmiarkuje jaki jest interes...
Wokulskiemu było trochę przykro.
— W każdym razie sprawa zostaje między nami — rzekł.
— Panie Wokulski — odparł żyd uroczyście — ja myślę, że pan nie potrzebował to powiedzieć. Pański sekret, to mój sekret. Pan ujął się za mój Henryczek, pan nie prześladuje żydów...
Pożegnali się i Wokulski wrócił do swego mieszkania. Tam zastał już Maruszewicza, z którym pojechał do rajtszuli, obejrzeć kupioną klacz.
Rajtszula składała się z dwu połączonych ze
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/363
Ta strona została uwierzytelniona.