sobą budynków, tworzących jednę całość w formie szlify. W części okrągłej mieścił się maneż, w prostokątnej stajnie.
W chwili gdy Wokulski z Maruszewiczem weszli tam, odbywała się lekcya konnej jazdy. Czterech panów i jedna dama jeździli, koń za koniem, wdłuż ścian maneża; na środku stał dyrektor zakładu, mężczyzna z miną wojskową, w granatowej kurtce, białych obcisłych spodniach i wysokich butach z ostrogami. Byłto pan Miller; komenderował jeźdźcami, pomagając sobie w tej czynności długim batem, którym od czasu do czasu podcinał źle manewrującego konia, przyczem krzywił się jeździec. Wokulski zauważył naprędce, że jeden z panów, który jeździł bez strzemion, trzymając prawą rękę za plecami, ma minę łobuza, że drugi z nich pragnie zająć na koniu stanowisko środkujące między szyją a zadem, a czwarty wygląda tak, jakby w każdej chwili usiłował zsiąść z konia i już do końca życia nie ćwiczyć się w ekwitacyi. Tylko dama w amazonce jeździła śmiało i zręcznie, co Wokulskiemu nasunęło myśl, że na świecie niema dla kobiet pozycyi ani niewygodnej, ani niebezpiecznej.
Maruszewicz zapoznał swego towarzysza z dyrektorem.
— Właśnie czekałem na panów i natychmiast służę. Panie Szulc!...
Wbiegł pan Szulc, młody blondyn, odziany
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/364
Ta strona została uwierzytelniona.