spółką?... Namyśliwszy się, przystępuję z pięćdziesięcioma tysiącami rubli... Tek.
— To już zależy od panów.
— Bardzo pragnąłbym widzieć ten kraj kwitnącym i dlatego, panie Wokulski, posiada pan całą moję sympatyą i szacunek, tek, bez względu na zmartwienie, jakie pan robi baronowi. Tek był pewnym, że mu pan ustąpi konia...
— Nie mogę.
— Pojmuję pana — zakończył hrabia. — Szlachcic, choćby się odział w skórę przemysłowca, musi wyleść z niej przy lada okazyi. Pan zaś, proszę mi wybaczyć śmiałość, jesteś przedewszystkiem szlachcicem i to w angielskiej edycyi, jakim każdy z nas być powinien.
Mocno uścisnął mu rękę i wyszedł. Wokulski przyznawał w duszy, że ten oryginał udający maryonetkę, ma jednak dużo sympatycznych przymiotów.
„Tak! — szepnął — z tymi panami przyjemniej żyć, aniżeli z kupcami. Oni są naprawdę ulepieni z innej gliny“...
A potem dodał:
„I dziwić się, że panna Izabela pogardza takim jak ja, wychowawszy się wśród takich, jak oni... No, ale co oni robią na świecie i dla świata?... Szanują ludzi, którzy mogą dać piętnasty procent od ich kapitałów... To jeszcze nie zasługa“.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.