Wśród tłumu zbudził się szalony zapał dla Wokulskiego. Jeszcze żaden wyścig tak nie rozruszał widzów: cieszono się, że warszawski kupiec pobił dwu hrabiów.
Wokulski zbliżył się do powozu hrabiny. Pan Łęcki i damy starsze winszowały mu; panna Izabela milczała.
W tej chwili przybiegł wysoki sportsmen.
— Panie Wokulski — rzekł — oto są pieniądze. Trzysta rubli nagrody, ośmset za klacz, którą ja kupiłem...
Wokulski z paczką banknotów zwrócił się do panny Izabeli.
— Czy pozwoli pani, ażebym na jej ręce złożył to dla ochrony pań?...
Panna Izabela przyjęła paczkę z uśmiechem i prześlicznem spojrzeniem.
Wtem ktoś potrącił Wokulskiego. Byłto baron Krzeszowski. Blady z gniewu zbliżył się do powozu i wyciągając rękę do panny Izabeli, zawołał po francusku:
— Cieszę się kuzynko, że twoi wielbiciele tryumfują... Przykro mi tylko, że na mój koszt... Witam panie! — dodał, kłaniając się hrabinie i prezesowej.
Twarz hrabiny powlokła się chmurą; pan Łęcki był zakłopotany, panna Izabela zbladła. Baron w impertynencki sposób osadził spadające mu binokle i ciągle patrząc na pannę Izabelę, mówił:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/383
Ta strona została uwierzytelniona.