Będę twoim sekundantem. Masz rozbić łeb, rozbij go przy mnie; może ci co pomogę...
— Przyszlę ci tu zaraz Rzeckiego — odezwał się Wokulski, ściskając go za rękę.
Od doktora udał się do swego sklepu, krótko rozmówił się z panem Ignacym, i wróciwszy do mieszkania, położył się przed dziesiątą. Znowu spał jak kamień. Dla jego lwiej natury potrzebne były silne wzruszenia; przy nich dopiero, dusza, szarpana namiętnością, odzyskiwała równowagę.
Na drugi dzień, około piątej po południu, Rzecki z Szumanem jechali już do hrabiego-anglika, który był świadkiem Krzeszowskiego. Obaj przyjaciele Wokulskiego milczeli w drodze; raz tylko odezwał się pan Ignacy:
— I cóż doktor na to wszystko?
— To, co już raz powiedziałem — odparł Szuman. — Zbliżamy się do piątego aktu. Jest to albo koniec dzielnego człowieka, albo początek całego szeregu głupstw...
— Najgorszych, bo politycznych — wtrącił Rzecki.
Doktor wzruszył ramionami i patrzył na drugą stronę dorożki; pan Ignacy, ze swoją wieczną polityką, wydawał mu się nieznośnym.
Hrabia-anglik czekał na nich w towarzystwie innego dżentelmena, który nieustannie wyglądał przez okno na obłoki i cokilka minut poruszał krtanią w taki sposób, jakoby coś przełykał z trudnością. Miał minę nieprzytomnego; w rzeczywistości był
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/388
Ta strona została uwierzytelniona.