z trudnością baron, mocno potrząsając Wokulskiego za rękę. — Zastanawia mnie, że człowiek pańskiego fachu... Ale może pana to obraża?...
— Wcale nie!
— Otóż, że człowiek pańskiego fachu, bardzo zresztą szanownego, tak dobrze strzela... Gdzie moje binokle?... Ach, są... Panie Wokulski, proszę o słówko na osobności...
Oparł się na ramieniu Wokulskiego i odeszli kilkanaście kroków w las.
— Jestem oszpecony — mówił baron — wyglądam jak stara małpa, chora na fluksyą. Nie chcę z panem drugiej awantury, bo widzę, że masz szczęście... Więc powiedz mi pan: za co właściwie zostałem kaleką?... Bo nie za potrącenie... — dodał, patrząc mu w oczy.
— Obraziłeś pan kobietę... — odparł cicho Wokulski.
Baron cofnął się o krok.
— Ach... c’est ça!... — rzekł. — Rozumiem... Jeszcze raz przepraszam pana, a... tam... wiem, co mi należy zrobić...
— I pan mi przebacz, baronie — odpowiedział Wokulski.
— Mała rzecz... bardzo proszę... nic nie szkodzi — mówił baron, targając go za rękę. — Nie powinienem być oszpecony, a co do zęba... Gdzie mój ząb doktorze?... proszę zawinąć go w papierek... A co do zęba, oddawna już powi-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/398
Ta strona została uwierzytelniona.