lepiej spełniane przez innych. Ani zaś ja, ani książę, ani ci hrabiowie, nie poto zbliżyli się do pana, ażebyś odgrzewał dawne potrawy, tylko — ażebyś wskazał nam nowe drogi.
— Więc niech się cofną od spółki -— odburknął Wokulski, — ja ich nie wabię...
— I cofną się — mówił adwokat, trzęsąc ręką, — zróbno pan tylko jeszcze jeden błąd...
— Albożem ich narobił tak wiele!...
— Pyszny pan jesteś — złościł się mecenas, uderzając ręką w kolano. — A pan wiesz, co mówi hrabia Liciński, ten niby — anglik, ten: „tek?..“ On mówi: „Wokulski jestto skończony dżentelmen, strzela jak Nemrod, ale... to żaden kierownik interesu kupieckiego. Bo dzisiaj rzuci miliony w przedsiębiorstwo, a jutro wyzwie kogo na pojedynek i wszystko narazi...“
Wokulski aż cofnął się z fotelem. Ten zarzut nawet nie przyszedł mu do głowy. Mecenas, spostrzegłszy wrażenie, postanowił kuć żelazo, póki gorące.
— Jeżeli tedy, kochany panie Stanisławie, nie chcesz zmarnować tak pięknie rozpoczętej sprawy, więc już nie brnij dalej. A nadewszystko — nie kupuj kamienicy Łęckich. Bo gdy włożysz w nią 90 tysięcy rubli, daruj, ale spółka rozwieje się, jak dym z fajki. Ludzie, widząc, że umieszczasz duży kapitał na 6 lub 7 procent, stracą wiarę do
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/410
Ta strona została uwierzytelniona.