W podobnych chwilach, jak topielec, który zwraca oczy do światła na dalekim brzegu, panna Izabela myślała o Wokulskim. I w bezmiarze goryczy doznawała cienia ulgi, wiedząc, że jednak szaleje za nią człowiek niepospolity, o którym dużo mówiono w towarzystwie. Wtedy przychodzili jej na myśl sławni podróżnicy, albo zbogaceni przemysłowcy amerykańscy, którzy przez szereg lat ciężko pracowali w kopalniach, a których, od czasu do czasu, zdaleka pokazywano jej na paryskich salonach.
„Widzi pani tego — szczebiotała jaka hrabianka niedawno wypuszczona z klasztoru, pochylając wachlarz w pewnym kierunku — widzi pani tego pana, który wygląda na woźnicę omnibusów?... To podobno jakiś wielki człowiek, który coś odkrył, tylko nie wiem co: kopalnię złota, czy też biegun północny... Nawet nie pamiętam, jak się nazywa, ale zapewnił mnie jeden margrabia z akademii, że ten pan mieszkał dziesięć lat pod biegunem, nie... mieszkał pod ziemią... Okropny człowiek!... Ja, będąc na jego miejscu, umarłabym z samego strachu... A pani, czy takżeby umarła?“...
Gdybyż Wokulski był takim podróżnikiem, a przynajmniej górnikiem, który zrobił miliony, dziesięć lat mieszkając pod ziemią!... Ale on był tylko kupcem, w dodatku — galanteryjnym!... Nie umiał nawet po angielsku, co chwilę odzywał się
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/421
Ta strona została uwierzytelniona.