słuchała jego wybuchu spokojnie, prezesowa z zakłopotaniem, a ojciec nie odzywał się nawet, oddawna uważając Krzeszowskiego za waryata, którego należy nie drażnić, ale traktować pobłażliwie.
W takiej chwili (kiedy już zaczęto spoglądać na nich z innych powozów), przyszedł pannie Izabeli na pomoc Wokulski. I nietylko przerwał baronowi tok jego niezadowoleń, ale wyzwał go na pojedynek. O tem żadne z nich nie wątpiło; prezesowa wprost zlękła się o swego faworyta, a hrabina zrobiła uwagę, że Wokulski nie mógł postąpić inaczej, ponieważ baron, zbliżając się do powozu, potrącił go i nie przeprosił.
— Więc sami powiedźcie — mówiła wzruszonym głosem prezesowa — czy godzi się pojedynkować o taką drobnostkę? Wszyscy przecież wiemy, że Krzeszowski jest roztargniony i półgłówek... Najlepszy dowód w tem, co nam nagadał...
— To prawda — odezwał się pan Tomasz — ależ Wokulski nie ma obowiązku wiedzieć o tem, a upomnieć się musiał.
— Pogodzą się! — wtrąciła niedbale hrabina i kazała jechać do domu.
Wtedy to panna Izabela dopuściła się najgorszego wykroczenia przeciw swoim pojęciom i... w znaczący sposób ścisnęła Wokulskiego za rękę.
Już dojeżdżając do rogatek, nie mogła sobie tego darować.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/430
Ta strona została uwierzytelniona.